,,Klient nasz Pan" - to stare powiedzenie oddaje, jak bardzo ważna jest relacja z klientem. To mama (lub tata, a czasem nawet babcia) opłaca lekcje dla swej pociechy. W niektórych przypadkach to sam uczeń całe życie marzył, by zostać lekarzem i sam inwestuje w lekcje w myśl zasady, że najlepsza inwestycja to inwestycja w siebie. Co bardzo często jest prawdą i jest to jeden z bardzo dobrych argumentów, by zachęcić ucznia do nauki. W ten sposób udało mi się ,,nakłonić" wielu uczniów do zostania w przyszłości korepetytorem (szczególnie w przypadku maturzystów), ale zdarzają się przypadki, że nawet już w liceum uczniowie uczą dzieci klas młodszych. Korepetycje pobierane są z różnych powodów: podwyższenia ocen, wyjścia z zagrożenia na koniec semestru lub roku, rozwijania pasji przedmiotowej albo przygotowania się do bardzo ważnego egzaminu końcowego. Jednakże nie uwzględniając powodu nauki jeden, o którym należy wspomnieć, jest najważniejszy. Kochamy swoje dzieci ! I chcemy dla nich jak najlepiej. Bardzo często te 60 lub 90 minut pierwszej lekcji jest bardziej stresujące dla rodzica aniżeli dla ucznia. Dlaczego? Ponieważ w głowie powstają czasem bardzo dziwne pytania: czy Krzysiu da radę? Czy nie będzie się bał nowego ,,domownika"? Czy nie są to pieniądze wyrzucone w błoto? A co jak mu się nie spodoba i znowu będę musiała szukać nowego? A nawet takie skrajne jak: A po co mu te korepetycje, ja takich nie miałam i jakoś zdałam. Ale jak każda PIERWSZA lekcja, tak jak wszystko kiedyś się kończy. Drzwi się otwierają i wychodzi uczeń i jego mentor. I pierwsze pytanie 99 % rodziców które pada z ust zniecierpliwionego, zatroskanego opiekuna który już nie może się doczekać, by uzyskać rezultat lekcji, brzmi praktycznie zawsze tak samo:
I JAK TAM MÓJ SYNEK/CÓRKA?
Przypadki są dwa: albo była chemia, albo jej nie było. Co to znaczy? Że łatwo weszło się z interakcją z uczniem, wątpliwości zostały rozwiązane, a na następnym sprawdzianie, którego dotyczył materiał na pewno będzie ocena pozytywna.
Albo nie było interakcji na odpowiednim poziomie, dziecko było zmęczone, a przede wszystkim miało potężne braki, które należy nadrobić, żeby w ogóle ruszyć z materiałem (najprostszy przykład to chęć pierwiastkowania bez znajomości mnożenia i potęgowania) a w skrajnych przypadkach brak znajomości tabliczki mnożenia w 8 klasie, a nawet liceum (takie przypadki też się zdarzają, ale co począć jak nauczyciel w szkole ma 3 lata do emerytury i tak go nie zwolnią, bo prawo tego zabrania, a dzieciak mu potem będzie wypominał).
Dwa przypadki, a odpowiedz zawsze taka sama: tak, ma Pani/Pan zdolne dziecko. Bardzo dobrze się nam razem uczyło, na sprawdzianie nie będzie problemów. Muszę nawet dodać, ze tak dobrego ucznia to dawno nie miałem, a mam ich wielu. Bardzo się ciesze, że dała mi Pani/Pan szansę na poznanie tego młodego przyjaciela.
Co do pierwszego przypadku odpowiedź pokrywa się z prawdą, ale co z przypadkiem nr 2 ? Toż to kłamstwo w żywe oczy, prawie porównywalne do twierdzenia, by nie gryźć ręki, która mnie karmi". Dlaczego tak się dzieje?
Powód jest bardzo prosty: a Ty jakbyś się poczuł/a jeśli ktoś przy Tobie mówiłby, że jesteś słaby, nieuk i używał innych negatywnych epitetów?
Dlatego nigdy nie wyrażam negatywnych opinii przy uczniu (z którym przecież muszę zbudować relacje, dzięki czemu lepiej nam się będzie razem uczyło). Tę prawdziwą opinię wyrażam ,,na stronie" lub piszę wiadomość sms albo dzwonię na następny dzień. Broń Boże, żeby opiekun odesłał dziecko do pokoju, bo ,,mamusia musi porozmawiać". Dzieci są inteligentne i od razu wyczują, że coś jest nie tak. I jak wytłumaczyć dziecku, którego masz być zaraz najlepszym kolegą, że mamusi powiedziałeś, że jest słaby i daleka droga jeszcze, by cokolwiek zrobić? A przecież sprawdzian tuż tuż. (czasem Pani z matematyki przełoży sprawdzian widząc poziom dzieci w klasie :p )
Podsumowując, wniosek jest jeden. Nie trzeba pytać, wystarczy zadzwonić na następny dzień (lub czekać na sms ;) ), a wtedy można zadać dziesiątki pytań apropo swojej pociechy. Odpowiedzi na pewno uzyskacie prawdziwe, co nie zawsze pokrywa się z tym co się chce usłyszeć. Jedno jest pewne: powstała nowa relacja, która jest ważniejsza niż relacja korepetytora z rodzicem.