Mam dwie córki. Teraz już dorosłe. Każda inna. Oczywiście żadna nie chciała, żeby tata je uczył. Może dlatego ta starsza radziła sobie sama. A jak sobie nie radziła to potrafiła powiedzieć, z jakim tematem ma problem i którego zagadnienia w tym temacie nie rozumie. Młodsza też sobie sama radziła. Gdy tylko chciałem razem z Nią odrabiać lekcje, to okazywało się, że nagle musi biec do łazienki. Tam spędzała tyle czasu, ile było potrzeba, żebym zrezygnował z pomysłu odrabiania lekcji.
Ale jeśli ktoś już na pobieranie lekcji się zdecyduje to dobrze byłoby gdyby trochę dopomógł losowi i korepetytorowi. Bo różnie z tym bywa. Są uczniowie, którzy mają odpowiednią wiedzę i na dodatek chcą się czegoś nauczyć. Taki uczeń powoduje, że również korepetytor stara się bardziej. Robi ciekawsze lekcje, bardziej skomplikowane zadania. Jeden motywuje drugiego do pracy. Są też uczniowie, którzy mają mniejszą troszkę wiedzę, ale wytyczony cel powoduje, że pracują, rozwiązują zadania (piszę w kontekście przedmiotów ścisłych, lecz idea dotyczy wszystkich). I z nimi też doskonale się pracuje. Jeszcze inni nie mają zbyt dużo pomysłów na rozwiązanie zadań i na dodatek nawet nie starają się ich mieć. Liczą na to, że będzie dobrze i jakoś dadzą sobie radę. I z nimi także można pracować, bo można ich często zainteresować jakimś tematem (to jakby tak dla zmyłki coś do dyskusji podrzucić, a potem dołożyć jakieś istotne rzeczy). Ale korepetytor nie zawsze ma szczęście trafić na ucznia należącego do którejś z wymyślonych przeze mnie grup. Często bywa tak, że po zaaplikowaniu delikwentowi zadania czekam jakiś czas, żeby coś zatrąbił i nagle słyszę - NIE WIEM JAK TO ZROBIĆ. A od czego proponujesz zacząć? NIE WIEM. A od czego Ty byś zaczął NIE WIEM. A jak uważasz, co w tym zadaniu jest ważne? NIE WIEM.
To chyba najgorszy scenariusz lekcji. NIE WIEM (i na dodatek nawet nie walczę, żeby zatrąbić, lecz po prostu NIE WIEM). Nie tak dawno mój dziewięćdziesięcioletni wujek (tez chemik) powiedział mi tak - bo my chemicy to wiemy, że jak nie wychodzą nam obliczenia tak, to może trzeba je zrobić inaczej. A jak nie idzie inaczej, to może jeszcze inaczej.
Czyli wychodzi na to, że trzeba próbować rozwiązywać problemy (zarówno w naukach ścisłych jak i humanistycznych. I w życiu też.), a nie poddawać się. Nie dasz rady wejść drzwiami, to postaraj się wejść oknem. Bądź odkrywcą. Ta droga nie puszcza, to idź tam gdzie puści. To jest postęp. Chcesz być lekarzem, geografem, archeologiem lub politykiem? To bądź odkrywcą. Proponuj Twoje rozwiązania. Angażuj Się. Próbuj. Chciej. Bo po co w przyszłości nam lekarz, który nie chce się rozwijać zawodowo? Po co geograf, który nie obmierza nowych ziem, po co archeolog, który nie stara się zgłębić kultury dawnych społeczności, po co polityk bez inicjatywy społecznej?
Chciałbym, żeby wśród młodzieży było jak najmniej takich, którzy powiedzą - nie wiem. Chciałbym i życzę Wam tego, żebyście chcieli, mogli i potrafili odkrywać świat. Żebyście mieli Swoje pasje i zainteresowania. Żebyście mieli Swoje zdanie. I żebyście wiedzieli, co trzeba w danym momencie zrobić.